Mała niewinna dziewczynka zawołała do mamy dziecięcym głosem: “patrz konik!” podbiegła, nie zważając na nic, pogłaskała. Pani trzymająca konia wzięła dziewczynkę i posadziła na grzbiet. Od tego momentu te stworzenia stały się nieoderwalną częścią jej życia, ale wtedy jeszcze nie wiedziała co ją czeka…
I tak wraz z wiekiem rosły jej marzenia, które nie za bardzo mogła spełniać. Nieregularnie zaczęła uczyć się jeździć w pobliskiej stajni, ale musiała przestać ze względu na koszty. Pojechała do stajni koleżanki, raz nawet wsiadła ktoś ją zauważył, dał jej innego konia i powiedział: tam jest drąg, przejedź przez niego. Wtedy już wiedziała dokładnie co będzie chciała robić – skakać.
Zaczęło się od sprzedawania zabawek, odkładania paru groszy z urodzin (oczywiście na treningi) jednak to było za mało. Sprzątała w stajni, sprawiało jej to dużo radości, ale było to bardzo męczące. Rosła, dzięki właścicielce stajni zaczęła więcej jeździć. Spadała, otrzepywała się z piachu i wsiadała, nawet gdy ją coś bolało wiedziała, że musi być twarda i
nikomu nic nie mówiła. Spadała najwięcej razy nie ze względu na to, że nie umiała jeździć ale tylko dlatego że uwielbiała świrnięte młode konie, na które nikt nie chciał wsiadać oprócz niej. Miała swojego ulubionego – skubanego rudzielca, który uwielbiał ją zrzucać, a ona za to uwielbiała jego. Każda jazda była walką o przetrwanie, co nawet kończyło się saltami i połamanymi rękami. Wszyscy się zastanawiali jak taka drobna dziewczynka nie boi się takiego ,,dzika”. Po prostu, taka już była, nie lubiła nudy. Powoli udawało jej się ,,nie spadać’.
Po pewnej jeździe przyszedł do niej trener, zapytał się czy chciałaby trenować i startować w zawodach. Aż się popłakała – był to dla niej duży sukces. Przebywała w stajni
każdą wolną chwile. To był ten czas kiedy inne dziewczynki bawiły się lalkami, a ona z trzema przyjaciółkami obrzucała się końską kupą i biegała na czworaka jak koń, aż do ran na
kolanach. Nadszedł ten moment, kiedy jej ukochany konik pojechał do kogoś innego. Pękło jej serduszko. Nie umiała się pozbierać. Zajęła się innym ale to nie było już to samo. Czuła niedosyt, powoli dostrzegała to, że nie miała tego sprzętu co inni, nie trenowała tak często jak inni, nie miała swojego konia i na wszystko musiała sobie sama zapracować co kształtowało jej charakter.
Mijały lata, w końcu pierwszy start. Miała tylko jeden trening na nowym koniu, pojechała na zawody zakończone zdobyciem Mistrza Śląska. Dostała do treningu brata rudzielca, który również był rudy i okazał się jej najlepszym przyjacielem ale zarazem przyczyną niejednokrotnego płaczu. I znowu cios w plecy, oba konie zostały sprzedane! Dostawała paniki, przestała wierzyć we wszystko, chciała skończyć jeździć, powiedziała że to nie ma sensu, nie stać ją było na konia i na osiągnięcie tego co by chciała.
W końcu do tego dojrzała, wiedziała że kiedyś życie jej to odpłaci, a nawet już jej odpłacił. Dzięki temu dowiedziała się co to znaczy JEŹDZIECTWO. Sport gdzie nie wystarczy tylko siedzieć. Sport gdzie trzeba się zmagać z dużym niebezpieczeństwem, gdzie odwaga i wytrzymałość stoi na pierwszym miejscu. Miała swoją PASJĘ, której poświęciła
wszystko (chciały ją trzy kluby, mogła zostać koszykarzem czy lekkoatletą, jednak wybrała konie). Bez niego nie byłaby taka jaka jest, nie miałaby takiej mocnej psychiki, umiejętności, doświadczeń i przede wszystkim nie przeżyłaby tych pięknych chwil. Bez tej części w moim
życiu, nie napisałabym tej historii. Ale nigdy nie przestanę tego robić, gdyż jest to jak tlen – tak samo nie można bez tego żyć…
autor: Patka